Obecna sytuacja związana z pandemią niesie za sobą szereg konsekwencji – i to na różnych płaszczyznach. Począwszy od meritum, czyli kwestii zdrowotnej, poprzez tematy gospodarczo-bytowe, na problemach natury psychicznej skończywszy. I choć te dziedziny przeplatają się wzajemnie ze sobą, można odnieść wrażenie, że jako społeczeństwo najmniej skupiamy się na tym ostatnim aspekcie – czyli jak to wszystko oddziałuje nas „od środka”, co dzieje się z naszymi emocjami, co przeżywamy.
Autor: Michał Murzyn, psycholog i psychoterapeuta Strefy Bytu
Świat się zatrzymał i ciągle w tym zatrzymaniu się znajduje. Nie wiemy jak długo to wszystko potrwa, kiedy wrócimy „normalnie” do pracy, kiedy swobodnie będziemy mogli chodzić po ulicach, podróżować, spotykać się ze znajomymi. Obecny czas jest trudny dla nas wszystkich. Czas, który po prostu musimy przetrwać. Tylko co to znaczy? I jak to zrobić, aby to „przetrwanie” odbyło się w stosunkowo dobrym stanie psychicznym?
Tak jak zostało wspomniane – mało się zwraca uwagę na to, jak to wszystko wpływa na psychikę – jest to temat niedoceniany, a wydaje się, że tak bardzo podstawowy – bo to przecież w zależności od tego, jak w tej kryzysowej sytuacji zafunkcjonuje nam psychika zależeć będą realne działania mające na celu się w tym wszystkim odnaleźć i radzić sobie.
Podstawową kwestią jest to, że zostało zachwiane – i to gruntownie – poczucie bezpieczeństwa. Świat, który wydawał się być mniej lub bardziej przewidywalny – spłatał nam figla. Przewidywalność okazała się „wartością” niepewną. W jej miejsce pojawiły się znaki zapytania, wątpliwości, brak poczucia, że stoi się na twardym podłożu. W zależności od aktualnej stabilizacji psychicznej oraz zasobów danej osoby ta utrata poczucia bezpieczeństwa mogła być mniejsza lub większa, wiązać się z różnymi dziedzinami i mieć różnorakie konsekwencje.
Pozostajemy w domach, nasze życie od kilku tygodni diametralnie się zmieniło. Ważne jest, aby uznać, że różne reakcje emocjonalne, które mogą się w tej chwili pojawiać – w większości będą prawidłowe. Piszę o tym dlatego, gdyż może być pokusa uznania swojego (dawno nieodczuwanego) lęku, złości, obniżonego nastroju, braku motywacji – za coś niepokojącego i przejaw słabości. To prosta droga do tego, żeby zostać z tym samemu. Jeszcze gorzej robić to z symbolicznym uśmiechem na twarzy.
W tym miejscu chcę jednak zaznaczyć, że w tym artykule mówimy o stanach mieszczących się w szeroko pojętych granicach normy i próby adaptowania się do sytuacji. Dekompensacja, czyli nagłe „wpadnięcie” w epizod mający znamiona np. epizodu psychotycznego, lęku nasilonego do tego stopnia, że wywołuje ataki paniki czy też epizodu depresyjnego będzie wymagać interwencji psychiatrycznej. Nie należy takich sytuacji lekceważyć.
Sytuacja, którą mamy jest na tyle nieprzewidziana i zaskakująca, że emocjonalnie nie dało się na nią przygotować. Co łącząc ze wspomnianą utratą poczucia bezpieczeństwa może powodować dawno nieodczuwane stany emocjonalne i reakcje. Gdy dodamy do tego, że w pędzie życia codziennego nie było czasu na spotkanie z samym sobą, a teraz tego czasu pojawia się aż nadmiar – to tylko sprzyja temu, żeby to co „ukrywane” czy „zamaskowane” wychodziło dzisiaj na jaw.
Nawet u osób wyjściowo ustabilizowanych może pojawiać się lęk. Obecna sytuacja może bowiem uderzać w kwestie egzystencjalne, których jednym z przejawów jest zdrowie i życie. Codzienne informacje o coraz większej ilości przypadków zachorowań oraz o zgonach na wielu osobach może robić bardzo duże wrażenie i dotykać czułych punktów. Wspomniane kwestie bytu materialnego – potencjalna lub już dokonana utrata pracy, brak lub znaczące zmniejszenie zarobków, a przy tym chociażby konieczność spłacania rat czy innych zobowiązań, zwłaszcza w sytuacji, w której nagle zabrakło na to środków, jest w sposób uzasadniony bardzo lękotwórcza. Czy będzie nas stać na jedzenie? Czy nie wyrzucą nas z mieszkania? Czy wkrótce do akcji nie wkroczy komornik? Takich tematów jest mnóstwo.
Współistniejąc z lękiem lub występując niezależnie może występować widoczne obniżenie nastroju. Kolejne obostrzenia mogą wpływać na ograniczenie poczucia wolności. Obecnie nie można już spędzać czasu tak, jakby się chciało. Nie można się swobodnie odwiedzać, organizować imprez czy przyjęć, podróżować. Widząc puste ulice i wiedząc, z jakiego powodu tak się dzieje, widząc wspomniane informacje o zachorowaniach, nastrój może obniżyć się znacząco. U osób, które potrzebują kontaktów może pojawiać się wyraźne poczucie samotności. U tych, którym się wydawało, że takich kontaktów nie potrzebują – może się ta potrzeba ujawnić. Smutek, przygnębienie – również są w obecnej sytuacji normalną reakcją.
Warto także uznać, że obniżenie motywacji w obecnym czasie – również nie jest czymś nieprawidłowym czy świadczącym na przykład o lenistwie. Tego typu stereotypowa interpretacja może doprowadzić do kolejnego zaprzeczania swoim emocjom czy potrzebom. Trzeba powiedzieć, że codzienność wymagała od wielkiej części społeczeństwa wstania rano, zebrania się do pracy, dojazdu, pracy w swoim miejscu zatrudnienia, kontaktów z innymi ludźmi, organizacji i życia na zwiększonych obrotach. Sytuacja, w której jesteśmy skazani na pozostanie w domu i nawet pracę zdalną powoduje, że powietrze uchodzi, a mobilizacja spada. W obecnej sytuacji często można np. później wstać, ubierać w garnitur się nie trzeba, można (w wielu przypadkach) pracować „w piżamie” przed laptopem. Zwolnienie tempa życia. A jeśli dana osoba po prostu nie musi pracować – to ta motywacja i mobilizacja tym bardziej ma prawo być obniżona.
Jest oczywiście wiele osób, które pracują – zwłaszcza jeśli chodzi służbę zdrowia. Tam jest to okres wytężonej pracy, zwiększonego lęku, bo przecież jest to często narażanie się na zakażenie, a przynajmniej zwiększone na to prawdopodobieństwo. I tutaj mogą występować podobne reakcje, co powyżej, choć w innych konfiguracjach. Jednak i tu trzeba uznać, że te reakcje będą w dużej mierze prawidłowe – a gdy dodamy do tego takie zmienne, jak zmęczenie, prawdopodobieństwo pojawienia się trudnych emocji jeszcze wzrośnie.
To co bardzo ważne i co może nas „uratować”, to przyznanie się przed samym sobą do tych emocji – przyznanie się i danie sobie prawa do bycia słabszym niż zazwyczaj. Bycie mocnym zawsze i wszędzie bardzo często jest fasadą. Ze wstydu nie przyznajemy się do momentów słabości. Oczywiście życie nieraz zmusza nas do tego, by sobie radzić – i w wielu trudnych momentach życia ta mobilizacja sił jest konieczna – jednak czasem występują niespodziewane sytuacje, które mają prawo przerosnąć albo przynajmniej na chwilę zdestabilizować. Nasza psychika (czyli my sami) ma wybór, czy uznamy, że na chwilę jesteśmy słabsi czy będziemy „udawać” wszechmocnych. Pułapka polega na tym, że to przybieranie maski „silnego” również może mieć swoją granice, a wtedy kryzys może być wiele silniejszy. I odroczony.
Tak, trzeba uznać, że powiedzenie samemu sobie, że się boimy, złościmy, czujemy się źle, samotnie, mamy „doła”, ogarnia nas pesymizm i nic nam się nie chce – nie jest wstydem. Tak naprawdę powiedzenie tego sobie jest pierwszym krokiem do tego, żeby dojrzale sobie z obecną sytuacją radzić. To pierwszy krok do tego, żeby samego siebie wesprzeć.
Ważne jednak jest, by nie ograniczyć tego do samego siebie. Świat daje nam w prezencie wielu wspaniałych ludzi wokół – rodzinę, przyjaciół, znajomych. Nie bójmy się im mówić o swoich uczuciach i słabościach – mamy prawo, żeby korzystać z ich wsparcia, tak jak my możemy tego wsparcia udzielać. Relacja wymiany – jedna z najpiękniejszych rzeczy, jaka może się w tym trudnym czasie wydarzyć.
Nie ma co oszukiwać samego siebie – jeśli się boisz, złościsz czy nie dajesz rady, to powiedz to sobie, a potem komuś innemu. Czasem jedna rozmowa może być promykiem, który zacznie Cię wprowadzać w nieco jaśniejszy świat. Pogadaj, ponarzekaj, pozłość się. To nie musi mieć nic wspólnego z malkontenctwem czy byciem marudą, słabeuszem czy tchórzem. To stereotypy. Każdy człowiek czasem ma prawo być słabszy i potrzebować wsparcia. Zawsze – a w obecnej sytuacji szczególnie – to wsparcie jest sprawą bezcenną.
Nie wiadomo, ile obecna sytuacja potrwa, ale nie będzie trwać wiecznie. Warto zadbać o siebie już teraz, już dziś. Istnieje bowiem ryzyko związane z naszą psychiką, które polega na tym, że jeśli teraz będziemy udawać, że wszystko jest super, to bomba może wybuchnąć z opóźnionym zapłonem. Na przykład w momencie, kiedy świat wróci do normalności, a my dopiero zaczniemy przeżywać to, czego nie przeżyliśmy teraz.